Rowem po wyspie Uznam

Tą część Polski zwiedzaliśmy po raz pierwszy. Zachodnie wybrzeże Bałtyku bowiem w ogóle nie było nam znane. I naprawdę bardzo, ale to bardzo pozytywnie nas zaskoczyło.

Naszą bazą były Międzyzdroje. I stąd wyruszaliśmy na różne wycieczki. Wakacje lubimy spędzać leniuchując na plaży, jednak lubimy też, kiedy coś się dzieje…

Stąd właśnie pomysł na wycieczkę rowerową po niemieckiej stronie Wyspy Uznam.

Poniżej kilka wskazówek, gdybyście też chcieli wyruszyć na taką wyprawę.

Start – godzina 8:10.

O tej godzinie mieliśmy autobus numer 10 do Świnoujścia. I to chyba najlepsza pora, żeby wyjechać z Międzyzdrojów. (Kolejny autobus był o godz. 8:45.)

Wysiedliśmy w Świnoujściu (około 20 minut jazdy) na ostatnim przystanku, zaraz przy odprawie promowej.

Promów jest kilka. Odpływają co 20minut. Ruch jest bardzo płynny, w zasadzie jak jeden prom odpływa, to drugi już przypływa. Trzeba jednak wiedzieć, że jest to prom dla mieszkańców oraz dla pieszych. Gdybyście chcieli dojechać do Świnoujścia samochodem, musielibyście pojechać na inny prom, taki dla turystów. Tam ponoć czeka się nawet 3 godziny. Dlatego też lepiej podróżować komunikacją miejską.

Kiedy już dopłynęliśmy do Świnoujścia (miasto położone na łącznie 44 wyspach i wysepkach) odebraliśmy z wypożyczalni rowery. Szliśmy około 20 minut na ulicę Marii Konopnickiej. Nie jest to wpis w żaden sposób sponsorowany, ale wypożyczalnia rowerowa jest naprawdę godna polecenia, dlatego zaraz napiszę skąd mieliśmy rowery. Do tego pan, który tam pracuje – przesympatyczny.

www.balticbike.pl – na tej stronie rezerwowaliśmy rowery. Trzeba to zrobić na dwa dni przed planowaną wycieczką (inaczej nie zarezerwujecie przez stronę). Jeśli pomysł Wam się zrodzi z dnia na dzień, proponuję tam dzwonić. Możecie również wypożyczyć rower z przyczepka dziecięcą. Same rowery są oczywiście różnej wielkości (od 20″ do 28″).

A więc, skoro rowery już mamy, ruszamy dalej!

Od samego Świnoujścia do wyspy Bansin, gdzie się udaliśmy prowadzi bardzo ciekawa ścieżka rowerowa. Trasa jest prosta, również jest to przejazd do osiągnięcia dla dzieci. W jedna stronę do Bansin jest 10 kilometrów. Po drodze można sobie zrobić kilka przystanków, takich bezpośrednio na ścieżce i tych na zwiedzanie mijanych kurortów. Wszystkie trzy miasteczka, jakie zobaczyliśmy to dawne cesarskie uzdrowiska, w których dominuje zabudowa willowa i uzdrowiskowa.

Tutaj był nasz pierwszy, krótki przystanek na zdjęcia. Granica polsko – niemiecka jest bowiem niedaleko po wyjeździe ze Świnoujścia (około 2 kilometry).

Pierwsze niemieckie miasteczko, jakie zwiedzaliśmy to Ahlbeck. To miasteczko, o którym piszą, że czas się zatrzymał. Można rzeczywiście odnieść takie wrażenie patrząc na piękne zabudowania, jakby z zupełnie innej epoki. W budownictwie króluje jako tło kolor biały, na którym widnieją różne zdobienia i kompozycje z przewagą odcieni beżu i koloru niebieskiego.

Molo w Ahlbeck uznane jest jako zabytek. Przed wejściem na nie znajduje się też piękny, pochodzący z 1911 roku zegar, który był darem dla miasta od jednego z zadowolonych kuracjuszy.

Kolejne miasteczko, jakie zwiedziliśmy to Heringsdorf. To już większa miejscowość, w której jest więcej restauracji i sklepików. Molo w Heringsdorf jest najdłuższym na całej wyspie Uznam. Znajduje się na nim restauracja, w której to właśnie zrobiliśmy sobie przerwę obiadową z widokiem na morze.

Przy samym wyjściu z mola możecie zakupić także tutejszy przysmak – bułkę ze śledziem. Ten tzw. burger północy jest dostępny w kilku odsłonach – m.in. z matiasem (łagodnym w smaku śledziem) oraz śledziem w zalewie octowej (tzw. Bismarck). Dodatkowo w bułce znajduje się cebulka i sałata. Są też burgery z łososiem, makrelą, a nawet ze smażoną rybą na ciepło.

To tyle o jedzeniu. Przynajmniej na razie…

Teraz coś dla najmłodszych. Przy samym molo znajdują się tutaj też atrakcje takie jak trampoliny. Koszt to 2,5 euro za 10 minut.

Po spróbowaniu tutejszych specjałów i dłuższym odpoczynku ruszyliśmy dalej, do Bansin.

Kiedy czytałam o Bansin, odniosłam wrażenie, że jest to bardzo małe miasteczko z niewielką ilością mieszkańców, w którym zupełnie nic się nie dzieje. Miasteczko wygląda pięknie, a turystów jest też całkiem sporo.

Tutaj zrobiliśmy sobie przerwę na lody i kupiliśmy magnes na lodówkę.

Była też tutejsza drożdżówka z kruszonką. Na pewno ją zauważycie w cukierniach, bo kruszonka jet widoczna od samego wejścia, tak jej dużo. 🙂 Przepyszna, lekko serowa.

Cała wyprawa okazała się naprawdę bardzo ciekawa. Miasteczka niby blisko granicy z Polską, ale nieco (no może bardziej niż nieco) inne…

Nie ma gwaru, szumu, straganów, automatów na żetony. Można odpocząć i skupić się na zwiedzaniu.

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *